Także i tym razem przemykam przez Tallinn bez zatrzymywania. Jest pierwsza nad ranem, jest zimno, trochę poniżej zera a ja po prostu chcę położyć się spać. Kilkukrotnie zmieniałem plany na ten wyjazd, nie mogłem się zdecydować co zobaczyć, czy zaliczyć szybki przejazd najkrótszą trasą czy też…aaaa, głowa pęka – dość że tym razem chcę przeskoczyć przez Litwę a skupić się na Estonii i Łotwie. W środku nocy jadę więc w kierunku Narvy. Już teraz modyfikuję plany – jestem za bardzo zmęczony i jest zbyt zimno, oraz za późno żeby zatrzymać się po drodze i zrobić kilka nocnych zdjęć. Trudno – jadę do Rakvere. Z bólem serca, w środku nocy mijam opuszczoną rosyjską bazę łodzi podwodnych która nęciła mnie od lat…trudno…
Poranek w Rakvere – o nocy lepiej zapomnieć: maleńki pokoik nagrzany jak sauna, toaleta na korytarzu, inne przyjemności ;-) – za to poranek jest piękny. Jest kilka stopni poniżej zera, kałuże przepięknie ścięte, śnieg skrzypi pod butami, słońce świeci… pięknie jest. Obchodzę centrum miasteczka, wspinam się na wzgórze zamkowe – szkoda że nie potrafię oddać tego na zdjęciach: pofalowane pokryte śniegiem pagórki, zamek, kompletny brak ludzi… to jest to co lubię. Drewniane budynki poniżej zamku i kamień na szczycie. Pal licho noc w hoteliku i to że jestem tak zmęczony jakbym nic nie spał, widoki rekompensują te drobne niedogodności. Urokliwe – mimo że zaniedbane i podniszczone – drewniane budynki, kościół XV wieku i zamek. A i czy ktoś widział byka czy też raczej tura na szczycie wzgórza? Nie? No to polecam Rakvere ;-)