No w końcu...w końcu dotarłem. Zaznaczyłem na mapie, wyznaczyłem trasę, jechałem i jestem. Ta właściwa Linia Maginota, ta w której Francuzi czekali i o którą niemiecka armia miała się rozbić. Nie można wejść, nie można zwiedzić...trudno. Parkuję samochód koło wejścia i oglądam. To jeden z wielu fortów. Stacjonowało w nim kilkuset żołnierzy. Spacer po lesie pozwala znaleźć linię małych bunkrów osłaniających główny fort, później wspinaczka na wzgórze i co rusz człowiek natyka się na kazamatę działa lub na kopułę pancerną, albo na całe grono kopuł. Nikt kogo to nie interesuje nie zrozumie taj fascynacji betonem i stalą, ale ja idę wzdłuż przesieki w krzaczorach i ...kopuła, kazamata...aaa, pięknie. Aż docieram do skraju wzgórza – piekny widok na ...Niemcy. To trochę przewrotne pytanie ale – czy warto było jechać żeby to zobaczyć? Czy warto było nadkładać drogi i marnować te godziny które można było na spokojnie sobie jechać zamiast teraz gnać żeby o ludzkiej godzinie dotrzeć do hotlu??? Nieee, nie warto...jedyne co warto to napić się warto i leżeć przed telewizorem...Cholera! Jasne że było warto łazić po krzakach i szukać pozostałości po minionych czasach. Warto i jeszcze raz warto. I tylko szkoda że zdjęcia tego nie oddadzą :(