Jesuuuuu, co sie dzieje!!! Kiedy Wlasnie kiedy startowalem z Barcelony autobusem do Girony .. na niebie pojawily sie pierwsze platki sniegu. Dojezdzajac do Girony autobus ledwo dawal rade jechac. A pozniej bylo juz tylko gorzej. Nie bede sie rozpisywal ale - wielka zadymka, wszystkie loty odwolane, autobusy co chwila przywoza nowych podroznych i same zostaja unieruchomione na lotnisku.Drzwi terminala co chwila otwieraja sie na osciez. Oczywiscie nikt nie jest przygotowany na zimowanie w Gironie. To troszki smieszne a troszki straszne samemu bedac przemarznietym na kosc po 10 godz biwakowania na zawlaszczonym kawalku podlogi obserwowac ludzi wpadajacych na terminal w nadzieji odlotu do np. Maroka w krotkich spodenkach i koszulce. Brrrr, na samo wspomnienie robi mi sie zimno. Po kilkudziesieciu probach dodzwaniam sie do kolegi z pracy - ok, szef juz bedzie wiedzial ze bede kiedy bede. Komorki (obie) padaja. Udaje mi sie zdobyc ogryzek cienkiego styropianu. To byla noc z gatunku niefajnych. Przekladam lot na 2 dni pozniej. Rano jade do Barcelony raz jeszcze - prysznic w hostelu, kawa w kafejce i obiad - bezcenne ;-)
Dwa dni pozniej - powtorka z rozrywki - wsiadam do autobusu w Barcelonie i ... zaczyna padac snieg. NIEEEEE!!!! na szczescie tym razem pogoda tylko postraszyla. Z dwudniowym opoznieniem udaje sie poleciec do Anglii