Tym razem jeszcze nie będzie mowy o Muminkach. Jeszcze nie, ale dzień w którym zmierzę się z tym tematem nadchodzi. Tym razem o filmie. Fińskim oczywiście. Lata temu, podczas pewnego projektu ciągnącego się miesiącami wprowadziłem pewną świecką tradycję – w czwartki w grupie kolegów jadaliśmy wspólnie kolacje. No i spędzając początek wieczoru przy garach przegapiłem początek filmu. Zdarza się. Ale tym razem …film był – to moje bardzo prywatne zdanie – świetny, a nawet … aaa, po owocach go poznacie. Akcja toczy się w Laponii w czasie wojny. I to tyle – ja jestem mało wrażliwy na obraz i kolory, ale w tym filmie… Dość że później film chodził za mną a ja – od czasu do czasu przypominałem go sobie i zaczynałem szukać od początku. Myślałem że fińska kinematografia nie wyprodukowała za dużo filmów, ale… dość że nie mogłem go znaleźć. Nie chcę przesądzać sprawy ale chyba właśnie dlatego że kiedyś tam widziałem ten film to pomyślałem o przyjeździe do Finlandii. Karelia, Laponia i te kolory. No więc jestem. I mówię, że kiedyś widziałem świetny fiński film o Laponii i nie wiem jaki jest jego tytuł. Spytałem i teraz już wiem. Cholera jasna! Film nie jest fiński ale rosyjski! Ale nadal warto go obejrzeć - to „Kukułka” w reżyserii Aleksandra Rogożkina. Więc siedzę i oglądam. I kombinuję – jakby tu wyskoczyć do Laponii na chwilę. W Laponii właśnie trwa „ruska” i to najlepszy czas żeby ją odwiedzić. I tylko dlaczego to nadal tak daleko???