Ach te kobiety! W zasadzie od rana mam z nimi problem. Pierwsza była Estonka – dzień się rozpoczyna, słońce świeci a ja mam cały dzień na zwiedzanie ciekawych miejsc w 3 krajach. Fakt że nie jest to za dużo czasu, ale zaplanowałem sobie różne miejsca do odwiedzenia, zakupy do zrobienia … no plan pełną gębą. I jak to w pewnym filmie pada klasyczne zdanie – no i cały misterny plan w pi..du... Przez jeden telefon. Otóż dziewczę z Estonii zadzwoniło do mnie z samego rana i spytało o której będę bo ona kończy pracę o 18, zamyka budę i idzie do domu. Super, no po prostu super – wszystkie te kraje są dość mikre ale nawet gdybym wypił tylko jedna poranną kawę a nie dwie to i tak nie zdążę – hotel w Estonii jest w okolicach Parnawy, czyli na północy a ja właśnie piję kawę na południu Litwy. Jadąc jak GPS przykazał mam niecałe 2h na zwiedzanie po drodze. A gdzie zakupy? A gdzie tankowanie, błądzenie, odpoczynek, kawa, wino i tancerki hula? Nie ma możliwości żebym dojechał. Zero! Więc – to wszystko przez kobiety – mówię, że oczywiście dojadę na 18, nie ma problemu, luz, litewskie piwo i kiszone ogórki. I tylko żeby mi podała numer jakbym się miał spóźnić – no bo wiadomo – droga, korki, radary i zielone ludziki. A Estonka była pierwsza. Druga była … zazwyczaj jeżdżę z Ireną. Tak ma na imię moja nawigacja. Irena jest stara, ma dziury w pamięci i braki w wiedzy, szczególnie na temat nowych dróg. Ale ponieważ jeżdżę z nią od dawna to zdążyłem się do Irki przyzwyczaić. No ale Irena została w Polsce i dziś jadę z …Z Poniewieżyka musiałem pojechać lekko na wschód żeby znaleźć się na właściwej drodze. No zaufałem tej drugiej. Roboczo nazwałem ją Księgowa bo zasypiam kiedy do mnie mówi. Ale chyba zmienię jej imię na Blondyna bo dosyć często każe skręcić w prawo mimo że „myśli” lewo. Z Poniewieżyka do Wędziagoły poprowadziła mnie taką trasą że chyba od 1944 to tylko ruskie czołgi tu jeździły. I pewnie okazjonalnie traktory. No i raz czy dwa maszyna do wyrównywania drogi – no i właśnie za taką maszynką puściła mnie Blondyna. W efekcie Szerszeń zakurzył się cały – na zewnątrz, wewnątrz i pomiędzy, a ja odbyłem kilkunastominutowy maraton modlitewny – żeby tylko się nie zatrzymać w tym piachu, żeby tylko nie stanąć, żeby tylko qrfa ten kamień mi koła nie urwał, i żeby szyby wytrzymały i jeszcze żeby Blondyna nagle nie stwierdziła : a teraz to ja już nie wiem i jedź sobie sam. Tak więc do Wędziagoły dotarłem ufajdany i zestresowany, ale … ta nazwa – Wędziagoła. Qrcze, no po prostu rozkoszna – barbarzyńsko wiejska, ale nie wieśniacza, qrcze – kocham Wędziagołę! A poza nazwą? Kiedyś mocno polska, dziś już nie tak bardzo. Podobno to nadal jedno z centrów polskości. Ładny drewniany i oczywiście zamknięty kościół – ufundowany przez gen. Józefa Chłopickiego, na nagrobkach polskie nazwiska i pomnik cholera wie czego na placyku. I właśnie na takim cmentarzu – wiejskim, odległym i starym można spotkać Historię – nie tę wypolerowaną telewizyjną i nie tę utrwaloną w kamieniach i cegłach zamków, betonie fortów. Ulotną i nietrwałą, taka która nie istnieje w Wikipedii, często jedynym źródle wiedzy młodego pokolenia. Groby po kilkudziesięciu, czasami stu latach przemijają i znika ich historia. Czasami trwają trochę dłużej, i czasami napatoczy się taki popapraniec jak ja – postoi, poduma, zrobi zdjęcie. Przykościelny cmentarz w Wędziagole to nie Rossa i nie Powązki, ale samo przeczytanie nazwisk … polscy powstańcy, Mickiewicz, Jagiełłowicz, Grudziński, Miłosz - tak, od tego Miłosza… Zdjęcia twarzy z końca XIX i początku XX wieku