Dosyć pieprzenia, trzeba zwiedzać Finlandię. Właśnie minął rok na gościnnych występach i chyba najwyższa pora coś zobaczyć. Okazja świetna bo właśnie nastał długi weekend, pogoda się ustabilizowała, dzień jest dłuższy … można ruszać w trasę. Niestety prognoza pogody na weekend jest kiepska. Cholera, wychodzi na to że trzeba będzie go przespać – nie żeby to była jakaś mordęga ale jednak czasu szkoda. Taa, otwieram oczy rano i zamiast deszczu z prognozy widzę błękitne niebo i piękne słońce, a Szerszeń niesprawdzony, graty porozrzucane po domu. Daję szansę niepogodzie, ale ponieważ nie skorzystała z okazji… Do tej pory jeździłem po południowej Finlandii, a dziś lekko odbijam na północ. Pierwszym przystankiem jest Nurmijärvi, miejscowość ok 30km na północ od Helsinek. Typowe fińskie miasteczko w którym chciałem zobaczyć drewniany kościół i cmentarz żołnierzy fińskich poległych w – dla nas II Wojnie Światowej – a dla Finów w Wojnie Zimowej i w Wojnie Kontynuacyjnej. To jedno z tych miejsc których nie ma w przewodnikach (sprawdziłem w obu), można trafić na nie tylko przypadkiem. Trafiłem i nie żałuję. A już zupełnie niechcący zobaczyłem coś bardzo dziwnego – wszyscy pewnie widzieli to nie raz na polskich cmentarzach – ludzie wędrujący z jakimiś słoikami czy bańkami na wodę, ot żeby podlać kwiaty na grobach bliskich… Na fińskich cmentarzach (na kilku już widziałem to samo) są stojaki z konewkami – potrzebujesz do podlania to nie musisz wieźć z domu. Proste, no nie?