Dobra, czasami człowiek daje się złapać na atrakcję która atrakcją nie jest. Jak ta sroka skręciłem na drogę w kierunku punktu widokowego. Nie mam pojęcia dlaczego, no ale z drugiej strony dlaczego nie? Przyjechałem zobaczyć tak wiele jak to możliwe to i pewnie z punktu widokowego coś się da zobaczyć? Logiczne no nie? No niby tak, ale: pod koniec dnia nawet daleko na północy nie ma dobrego światła, padająca mżawka i drzewa zasłaniające widoki … więc inwestycja w bilet pozwalający mi przejść 150m od bramy do punktu widokowego nie była szczególnie dobra. Jakoś tylko mnie zirytowała plansza z typami ryb łowionymi w jeziorze, stary skuter śnieżny z lat 60 nie poprawił humoru a dziura w ziemi (wypalanie węgla drzewnego) i belka (tak palimy ogniska w Laponii) tylko pogłębiły irytację. I nawet nie chodziło o te kilka euro za bilet a raczej czas i trud jakim Szerszeń wjechał na ten cholerny punkt widokowy – krztusząc się na drugim biegu i okazjonalnie piłując jedynkę. Wrrr, nie zagotowałem się tylko dlatego że przed bramą stały pozostałości po armii niemieckiej – kawałek ogona Junkersa Ju-52 i podziurawiony wrak niemieckiego działa szturmowego oraz najsłynniejsze niemieckie działo II WŚ –przeciwlotniczy 8.8cm Flak 18. Widoki potencjalnie mogły być niesamowite – punkt wznosi się kilkadziesiąt metrów nad Jeziorem Inari, trzecim co do wielkości w Finlandii, a tak mogłem obejść się smakiem bo nawet podsuszone ciasto w kawiarence nie bardzo nadawało się do zjedzenia.