Pisałem o smrodku? No pewnie że pisałem. Bynajmniej nie żałuję że tu jestem, o nie. To że Kiszyniów okazał się brzydkim miastem to … no bywa. Dwa dni w stolicy Mołdawii to za dużo – przewodniki zalecają jeden z dodatkiem w postaci zwiedzania jednej z piwnic z winami. Dwa dni to tak jak … bo ja wiem tydzień na zwiedzanie Pcimia. Dobra, przesadzam ale niewiele. To miasto wygląda tak jak wyobrażam sobie miasta na obrzeżach byłego ZSRR – jednakowe domy, place i parki z pomnikami pisarzy, malarzy itp.; szerokie ulice, trolejbusy, socrealne rzeźby, place i wszechobecne „jakoś to będzie”. Betonowe klocki budynków z rodzynkiem w postaci czegoś ładniejszego – ładnego ale obowiązkowo zaniedbanego, obtłuczonego i zaszczanego. No sorry że tak piszę o smrodzie ale naprawdę Kiszyniów śmierdzi. Śmierdzi moczem i kotami, w najlepszym wypadku jest zapachowo neutralny. Tylko dwa razy w ciągu dwóch dni poczułem przyjemny zapach – poza tym jednym razem kiedy wsadziłem nos pod własną pachę – raz kiedy minęły mnie dwie młode foczki i raz kiedy wsadziłem nos do kieliszka z Chardonnay de Purcari. W restauracji zjadłem mamałygę oganiając się od much i przyglądając się milicjantom plującym na odległość. Przeszedłem się alejkami parku z dziesiątkami popiersi pisarzy (?). Zaszczanymi. Nie mam pojęcia czy ten smród jest stanem permanentnym czy okresowym – w końcu od kilku tygodni całkiem niedaleko, jakieś 200-300m dalej, odbywa się protest przed budynkiem parlamentu. Kilkadziesiąt namiotów, manifestanci, policjanci w zbrojach a’la robocop itd. Park jest zaraz niedaleko więc niewykluczone że jego alejki służą za toalety. No ale mniejsza tym. Kiszyniów jest brzydkim, niewartym zwiedzania miastem. Nawet pozostałości po ZSRR są kiepskie. Knajpy są albo w stylu postsowieckim albo prozachodnim, no po prostu porażka. Oczywiście człowiek pozytywnie nastawiony do życia znajdzie również w Kiszyniowie coś ładnego.
PS. Trzy miesiące później
A dzisiaj … po tych kilku miesiącach wróciłem do zdjęć z Kiszyniowa i …qrcze, jakoś tak mi umknęło że widziałem sporo miejsc które były inne, no powiedzmy otwartym tekstem –radziecko/rosyjskie, ale dzięki temu… no chyba piękne na swój sposób. Smród mi wywietrzał z nozdrzy i już go nie pamiętam, a zdjęcia zostaną . Gdzie indziej w parkach mężczyźni grają w szachy? Gdzie się grupowo podciągają na drążku… no chyba tylko w byłym imperium radzieckim. A wino …o nie, nie zapomniałem i z obecnej perspektywy stwierdzam – najlepsze wino jakie w życiu piłem - piłem w Mołdawii. Ceny śmieszne a …reszta jest poezją, no ale ja poetą niestety nie jestem. A, i ciasta pyszne, i zapiekane w cieście francuskim: bryndza, albo ziemniaki, albo kapusta z kminkiem. I o ile wino jest wystarczającym pretekstem do powrotu do Mołdawii to ciastko francuskie z gotowana kapustą? O tak, o tak, o tak!!!