Gdybym wiedział, ba –gdybym tylko przypuszczał że Tallinn jest taki jaki jest… No gdybym wiedział to bym nie siedział na tyłku w Helsinkach tylko już dawno odwiedził to miasto!. Ponieważ to moje zapiski więc subiektywność jest oczywista, ale… bardzo ładne stare miasto, urokliwe, kompaktowe więc w ciągu weekendu do zwiedzenia bez napinania pośladków i nadwyrężania nóg. To nic że część infrastruktury nastawiona na golenie skandynawskich turystów. To nic. Piękna starówka pełna kafejek i restauracji, ceny czasami z kosmosu, czasami normalne a czasami całkiem przyzwoite. Kawa bardzo dobra choć sernik nie umywa się do wileńskiego, piwo …chyba lepsze … no będę szczery – najlepsze z „nadbałtyckich”. Co prawda dostać piwo w minibrowarze/pubie było trochę trudno ale… udało się. Z pełną premedytacją mogę powiedzieć że rosyjska restauracja na rynku była …taka jak oczekiwałem – kelner ma cię w rzyci, knajpa zrobiona na starą rosyjska chatę, taką wiecie z zapieckiem i miejscem do spania na piecu… A jedzenie? Świetna soljanka, pyszne piel mieni no i bliny ze śledziami… palce lizać, od stołu nie wstawać. A przed odjazdem jeszcze wizyta w sklepie i , naprawdę nie mogę!!!, zrobienie zapasu serów – twardy twaróg z kminkiem, twaróg z bazylią, twaróg wędzony… Dlaczego tyle czekałem z odwiedzeniem Tallinna? Dupa ze mnie ;-) Więc – kulinaria na tak, a architektura? Piękne, średniowieczne stare miasto, z wysoką – dość długo najwyższą na świecie – wieżą kościoła. Urokliwe uliczki, piękne kamienice, zamek (lubię zamki prawie tak mocno jak wino). No ładnie jest! A i jeszcze coś co mnie bardzo wzruszyło – tablica pamiątkowa upamiętniająca ucieczkę z internowania polskiego okrętu podwodnego „Orzeł” – tak, kto pamięta że został tu – znaczy w Tallinnie - internowany i uciekł do Wielkiej Brytanii by walczyć i znaleźć grób na dnie morza Północnego … . Pomijając sentymenty - Tallinn to najładniejsze miasto w krajach nadbałtyckich – oczywiście z tych które subiektywnym okiem widziałem.