Zaczynam od Verdun bo nie bardzo wiem jak inaczej mogę zacząć podróż przez Francję. To znaczy oczywiście Paryż, szampan, wzorzec metra, Luwr… A ja od dawna chciałem pojechać na pole bitwy pod Verdun, odwiedzić pola bitew nad Sommą i Mozą, zobaczyć Linię Maginota (Zygfryda zresztą też). Lubię francuskie wina, francuskie piwa, pasztety, galarety i sery. Prowincjonalne piekarnie też lubię. Francuski lubię choć nie znam a Francuzów nie lubię bo trochę znam – ale się nie uprzedzam i ślubuję poznać choć kilka słów w tym barbarzyńskim języku, ot tak żeby nie było jak ostatnim razem na stacji benzynowej, gdzieś we Francji:
(w oryginale było to po angielsku ale …)
Ja: Paliwo z dystrybutora numer 5
Pan Francuz: A dlaczego ty do mnie mówisz po angielsku? (też po angielsku)
Ja: Przepraszam ale nie mówię po francusku (po francusku – bo na tyle ten język znam)
Pan Francuz: Jak ja bym przyjechał do ciebie to bym mówił w twoim języku!
Ja: Ale ja nie jestem anglikiem.
Pan Francuz: Ale jak nie jesteś anglikiem? Masz angielski samochód!
Ja: Nieeee, ja mam francuski samochód, tylko tablice rejestracyjne są angielskie.
Pan Francuz: Aaa! Hahaha! To skąd jesteś?
…
Tu następuje wymiana polskich słów z Panem Francuzem i ostatecznie zaczyna się rozmowa na temat zapłaty za paliwo….
Pan Francuz: Do widzenia!!! (po polsku)
I to generalnie oddaje moje widzenie Francji – moje, więc subiektywne i nie roszczące sobie żadnych ambicji do bycia prawdziwie prawdziwym – tu jest Sparta…eee, znaczy tu jest Francja – najfajniejsze miejsce na świecie. Tu się mówi po francusku – jedynym i najfajniejszym językiem na świecie. Tu mieszkają Francuzi – mistrzowie we wszystkim (tak, tak Michael Schumacher też był Francuzem, a Maria Curie to sami wiecie…). Jesteśmy najlepsi więc …a już zniżanie się do mówienia jakimś barbarzyńskim angielskim …bleee… Angole to prostacy i kmioty którzy potrafią żłopać piwo w pubach i napieprzać się kuflami…Na co Angole – hehehe: pamiętacie Agincourt?; a Wellingtona, hehehe? Itd. itd. itd. No i pamiętają. Podobnie jak dziesiątki i setki tysięcy młodych Anglików, Kanadyjczyków, Amerykanów i innych którzy oddali życie w czasie WWI i WWII na polach bitew we Francji.
Tak więc w końcu mogłem odwiedzić Verdun – pole bitwy które uchodzi we Francji za symbol męstwa i poświęcenia, oraz za symbol bezsensownej rzezi, bitwy w której zginęło 700 a może 800 tys. żołnierzy francuskich i niemieckich, miejsce jednej z krwawych łaźni które złamały ducha francuskiego żołnierza i spowodowały bunty żołnierzy w czasie WWI. Jeden z bohaterów Verdun – dowódca armii, Pétain – wykorzystał swoją sławę i stracił ją w czasie WWII – stał się przywódcą Vichy i symbolem kolaboracji z III Rzeszą; drugi – oficer faktycznie walczący na froncie, kilkukrotnie ranny i wzięty do niewoli, podwładny Pétaina - de Gaulle – został prezydentem Republiki Francuskiej. Swoją droga nie wiedziałem że de Gaulle został odznaczony Virtuti Militari za udział w Wojnie 1920 roku.
No więc Verdun, a raczej Ossuary Douaumont…25 tys. grobów, nawet nie jedna trzydziesta tych co polegli i szczątki 140 tys. niezidentyfikowanych żołnierzy złożone w wieży Ossuary Douaumont…pomnik ludzkiej głupoty, zmarnowanego życia itd. itd. Robi wrażenie, choć nie sądzę żeby wszyscy ci co to potrząsają szabelkami i śnią o potędze i orderach mogli to zobaczyć. Żal…
Zaskoczenie to kilkaset, może więcej grobów żołnierzy marokańskich którzy walczyli i zginęli w bitwie pod Verdun.