Za oknem obezwładniający upał, na komputerze niczym wyrzut sumienia piętrzą się nieposortowane zdjęcia z ubiegłorocznych wyjazdów, lenistwo mówi nie dotykaj klawiatury a rozsądek mówi – lepiej nie będzie, wszak za 2 tygodnie następny wyjazd. Znowu do Francji
Cały ten wyjazd miał być poświęcony zwiedzaniu Gandawy. Ale coś nie wyszło – pogoda nie dopisała i zwyczajnie lenistwo na spółkę z wygodnictwem wzięło górę. Gandawa zapisała się w pamięci tylko jako miejsce gdzie pierwszy raz piłem kwaśne ale…a no i jeszcze jako miejsce gdzie zagadawszy się ze starszymi Brytyjczykami (tak się zakolegowaliśmy że wszyscy pili moje piwo – na zasadzie: tego nie zamawiajcie ) zostawiłem w knajpie aparat fotograficzny. Przypomniałem sobie o nim w taksówce, a chwilę później centrala skontaktowała się z kierowcą, że klient którego wiezie – czyli ja – zostawił aparat w knajpie i powinien zawrócić żeby go zabrać. Anglicy znaleźli aparat i dali znać kelnerowi, ten zadzwonił do centrali…proste? I możne? Można. Dość, że nadal mogę go używać, choć w Gandawie nie zrobiłem praktycznie żadnych zdjęć.