Dzisiaj krótko i nie na temat. Krótko, bo muszę się napić. Tzn. wcale nie muszę, a już pić to już wcale a wcale.Więcej powiem – nie chcę, ale muszę. No ale challenge jest challenge i mus to mus – po tym poznaje się mężczyznę, że podejmuje wyzwania i albo udaje im się sprostać albo umiera próbując. Rzucono mi wyzwanie i zegar tyka - IceBucketChallenge – no bardzo Cię lubię K. Serio. Nawet pomimo to. Serio. Ale ja zimnego prysznica nie potrzebuję. I taką mam przekorną duszę, że teraz to już do Waszego przyjazdu wcale się myć nie będę.
Ale …jak trzeba to trzeba – wierzcie mi to jest naprawdę challenge! Qrna!!! Ten język fiński to do niczego nie jest podobny – prawie każdy słyszał że jest podobny, a jakże, do węgierskiego. Acha, powiedziała gruszka do morwy. Nie jestem językoznawcą, ale jak te języki są podobne to możecie do mnie mówić Juha. Albo tokaj. Dość, że do niczego to nie jest podobne. Czasami przeglądam sobie rachunki ze sklepu: ooo, to ja kupiłem yhteensa? I jak sobie sprawdzę co to było (Wielki Brat G mi podpowiada) to jestem jeszcze głupszy niż byłem. O, albo takie karu – kupiłem i mam. Obrazek na opakowaniu wskazuje że jest to coś do jedzenia. Mniam mniam. No to tak dla pewności wrzucam to Wielkiemu G – Brata sobie odpuszczę. Wielkie G mówi mi: wojna! Jessuuu, za co? Aaa, nie, to tylko Wielkie G miało autodetekcję języka. No ulżyło mi normalnie. To jednak nie wojna (to po łotewsku) tylko chropowaty. I takie to tłumaczenie. Wiec zostałem zdegradowany do roli człowieka pierwotnego komunikującego się pismem obrazkowym. I metodą prób i błędów, jak dziecko, poznaję co jest jadalne a co nie: omena (to akurat luz – też do chrupania ;-) ), pikakaurahiutale, jogurtti-mansikkamuromysli a na deser punaisia marjoja ja maitosuklaata. Uff, i wszystko jadalne ;-)
Ale wracając do wyzwania – lód. To lato i jeszcze lodu na zatoce nie ma. A bądź tu mądry i zdobądź woreczki do lodu Finlandii – przecież każdy Wiking jak mu potrzeba lodu żeby ulubionego wroga zamrozić to rąbie sobie toporem z lodowca i ma. Ale uparłem się i nabyłem. Wodę zamroziłem, no i zaraz idę wyciągać z lodówki gotowy lód. I tu natrafiam na następny problem – naczynie. Qrna, kolejny raz wychodzi że nie mam najpotrzebniejszych w domowym gospodarstwie przedmiotów! No ale człowiek jest nie od parady zatrudniony na etacie rozwiązywacza problemów – szybki rzut oka na suszarkę do naczyń i …Jest! Słoik. Co prawda po pasztecie, ale umyty czekał właśnie na spełnienie swojej roli w moim życiu. Więc – słoik po pasztecie, garść lodu i szkocki single malt na dwa palce. Twoje zdrowie Kinga ;-)