Geoblog.pl    Archi    Podróże    2014 ...realny Kirgistan    Osh, co tu zwiedzać?
Zwiń mapę
2014
28
wrz

Osh, co tu zwiedzać?

 
Kirgistan
Kirgistan, Osh
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 3292 km
 
W Osh nie za bardzo jest co zwiedzać. To drugie co do wielkości miasto Kirgistanu i przy okazji – najstarsze. Ale tego akurat wcale w Osh nie widać. Gdzieś się te 3000 lat historii zagubiło – to że jest to jedno z najdłużej zamieszkiwanych przez człowieka miejsc w Azji zupełnie nie widać. Przewodnik – „Kyrgystan” wydawnictwa Bradt - chyba jedyny dostępny podaje, że w Osh jest największy meczet w Kirgistanie i trzecie co do ważności miejsce kultu dla muzułmanów. I jeszcze jeden z największych bazarów w centralnej Azji… Ale ten przewodnik jest pisany dla turystów z Zachodu – dla mnie, człowieka który kupował pirackie płyty na Stadionie Dziesięciolecia w czasie jego pełnego rozkwitu … ups, mam nadzieję że to się już przedawniło ;-) Dość, że bazar – jak to bazar – ludzie kupują i sprzedają wszystko: żywność, tekstylia, zabawki …wszelakie nazwane i nienazwane badziewie – dla mnie trochę nuda, ale to może dlatego że nie wchodzę interakcję z ludźmi tak łatwo jak Marcin, ani nie mam takiej zdolności do cieszenia się otoczeniem jak Grażdanka. Jestem po prostu znudzonym, posępnym Polakiem snującym się po zatłoczonych przejściach pomiędzy straganami. Z radością przystaję na propozycję zjedzenia szaszłyka i wypicia herbaty w bazarowej… cholera, nie znam słowa oddającego charakter tego miejsca – to nie restauracja ani bar… niech będzie że to jadłodajnia. Zdejmujemy buty i mościmy się w oczekiwaniu na jedzenie. Atakuję przybyły szaszłyk i … taaa, szukam w miarę eleganckiego sposobu na pozbycie się z ust kości wielkości małego palca… To nie Zachód, to Azja – tu normy ISO na szaszłyki nie obowiązują! Pozbywam się kości i już ostrożniej podchodzę do jedzenia. Nadciąga herbata i nasz nowy przyjaciel – ex-żołnierz z Legnicy, miłośnik rosyjskiego techno, emerytowany piłkarz i sierota po upadłym imperium. Jednym słowem jeden z kilku napotkanych Kirgizów służących w swoim czasie na terenie Polski w armii radzieckiej… Jeszcze kilkakrotnie, w najmniej oczekiwanych momentach natkniemy się na ex-Legniczan, z rozrzewnieniem wspominających czasy „sojuza”. Korzystając z alibi jakie daje nam rozmowa przy herbacie rozglądamy się po jadłodajni … starsi mężczyźni w kirgiskich czapkach piją herbatę i rozmawiają – może wspominają czas kiedy szli na Berlin? A może tylko rozmawiają o owcach, kozach czy koniach? A może dyskutują o wyższości rosyjskiego techno nad tureckim? Żegnamy naszego przyjaciela i wynurzamy się z bazaru – zjadamy jeszcze ze wspólnej reklamówki coś – to coś to coś wygarniętego z metalowej miski, ręką, w upale – rany … łamiemy wszystkie przykazania przewodnika – nie zżeraj nic lokalnego z niepewnego źródła, surowego, z brudnej michy itd. Itp. Żyjemy. A żeby się dobić Marcin z Grażdanką zjadają po lodzie, a później jeszcze zapijamy to zieloną herbatą w najbrudniejszej herbaciarni jaką kiedykolwiek widziałem. Wciąż żyjemy na przekór przewodnikowi –wiec jeszcze po ciastku i zaczynamy zwiedzanie czy też wspinanie na Sulaiman-Too, czyli Świętą Górę, Tron Salomona. Góra – poza tym że jest świętą górą dla muzułmanów – jest objęta patronatem UNESCO jako pomnik dziedzictwa kulturowego. Na jej zboczach znajdują się groty ze śladami prehistorycznej obecności człowieka i petroglify, czyli rysunki naskalne. Niestety –rysunki są słabo widoczne ze względu na różnego rodzaju graffiti i inne formy wandalizmu… Wchodzimy na szczyt Tronu Salomona podążając ścieżką przechodzącą przez muzułmański cmentarz. Widoki nie są powalające, ale jest w porządku – na szczycie czeka maleńki XV wieczny meczet i dwie Uzbeckie siostry: Zula i Zula, bardzo miłe i uprzejme, młode i mimo młodego wieku prezentujące złote klawiaturki w ustach… taki to urok… Schodząc ze wzgórza wstępujemy jeszcze do muzeum mieszczącego się w olbrzymiej grocie. Zbiory są dość skromne a cena za stęp pokaźna jak na kirgiskie warunki, w dodatku jako że „wy nie miestni” płacimy sporo więcej niż „miestni”. Taaa, taki urok…
Zmęczeni człapiemy do hostelu. Do życia przywraca nas widok kawiarni – nareszcie kawa! Ściągamy buty i sadowimy się wygodnie – tu następuje brutalny powrót do rzeczywistości – kawy nie ma i nigdy nie było. Tak, to jest kawiarnia, ale serwuje się herbatę… Wrrrr, więc sączę herbatę i patrzę jak szczęśliwa Grażdanka wcina swoją karmę dla królików. Mówi się trudno, nie ma kawy będzie grappa w hostelu ;-)
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (32)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (4)
DODAJ KOMENTARZ
zuzkakom
zuzkakom - 2014-10-08 05:15
Tchnie swiezoscia z Twojego bloga, dobrze sie czyta, dzieki wielkie :) a podasz adres bloga kolegi?
 
Archi
Archi - 2014-10-08 07:11
prosze bardzo:

http://magpodroze.blogspot.co.uk/
 
zuzkakom
zuzkakom - 2014-10-08 07:28
Dzieki! a jeszcze jedno pytanko - w jakim programie robiles hdri?
 
Archi
Archi - 2014-10-08 08:05
SNS
 
 
zwiedził 11% świata (22 państwa)
Zasoby: 278 wpisów278 173 komentarze173 2887 zdjęć2887 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
13.05.2017 - 23.07.2019
 
 
19.08.2015 - 22.07.2017