Wybieracie się gdzieś żeby zobaczyć coś konkretnego … jedziecie do Azji i okazuje się że jakieś bakterie albo pogoda krzyżują wasze plany. Pech! A czasami zupełnie nieoczekiwanie dzieje się coś czego w żaden sposób nie oczekiwaliście. I widzicie… np. właśnie to – Kirgizi i konie. Ale to nie wszystko – trafiamy na mecz … . Ale nie jakąś ustawkę, ponieważ poza nami nie ma nikogo kto nie jest lokalsem. Grupa Kirgizów właśnie rozpoczyna grę – jakiś miejscowy, sądząc po wyglądzie Rosjanin, wyjaśnia nam reguły. Są proste - 2 drużyny jeźdźców i kozioł, martwy kozioł. Kozioł waży ok. 50kg i trzeba go podnieść z ziemi, dojechać do bramki, okrążyć ją i wrzucić kozła do środka. Proste? Pewnie tak, ale spróbujcie podnieść taki ciężar z ziemi, cały czas walcząc z przeciwnikami którzy napierają na twojego konia, i pogalopować do bramki cały czas trzymając go w ręku. Kłębowisko koni i jeźdźców, przepychanki, …adrenalina, całe mnóstwo adrenaliny. I poczucie że widzimy coś co jest obecne w kulturze tego narodu od … co najmniej kilkuset lat, a może dłużej. Może właśnie tak zabawiali się wojownicy Czyngis Chana? Widok wciąga – to nie jest jakaś piłka nożna, ani nawet rugby. To nie jest sport dla gentlemanów, a ochronne czapki na głowach jeźdźców nie kryją żelu do włosów… Jest walka i współzawodnictwo, jest … czaaad!