Ale zanim dojdę do polszczyzny wileńskiej – nigdy nie rozmawiałem o tym ze znajomymi – dla mnie pierwszy dzień listopada był zawsze dniem spędzanym na cmentarzu. Chryzantemy, znicze i odwiedzanie grobów rodziny. Bliższej i dalszej… czasami tak odległej w czasie, że nierzeczywistej – ale zawsze pierwszy listopada był dniem spędzanym na grobach przodków. Przez cały czas pobytu w UK starałem się spędzać ten dzień w Polsce – właśnie jeżdżąc pomiędzy cmentarzami… Aż przyszedł rok 2013 i … nie pojechałem do Polski. Dopadła mnie okrutna nostalgia, smutek co wgryza się w duszę – taka Balladyna, Dziady i Quo Vadis właśnie. Niech będzie że polskość mnie dopadła – bez żartów – i pomyślałem że skoro nie mogę zapalić znicza na grobie rodzinnym to znajdę polski grób o którym może już nikt nie pamięta i tam zapalę znicz. Boże, tyle razy byłem w Avebury … do głowy mi nie przyszło że kilkanaście kilometrów od Swindon jest cmentarz polskich lotników … Zapuszczony cmentarzyk, kilkanaście grobów polskich i angielskich lotników. Zapaliłem znicze… jeżeli jeszcze dane mi będzie wrócić do Anglii to wrócę tu jeszcze - obiecuję. Ten mały cmentarz, zapomniany, prowincjonalny… nie mam pojęcia kiedy ostatni raz ktoś zapalił tu znicz na grobie polskiego lotnika, wiec jeżeli będziesz w pobliżu – podjedź do Yatesbury!