Od lat kilku kursuję na trasie Polska-Wielka Brytania. Zawsze wpatrzony w drogę i chcący przemierzyć trasę jak najszybciej. Ale że z biegiem lat jest to coraz trudniejsze i po podróży coraz bardziej bywałem zmęczony… To chyba dobre przybliżenie tego jak żyjemy – gonimy za życiem nie mając na nic czasu, a może to tylko moje życie upływa na gonieniu króliczka? Więc postanowiłem zwolnić, zatrzymać się na nocleg, wyspać się jak człowiek i przestać wlepiać wzrok w szosę. Wiele razy przejeżdżałem przez Dunkierkę – no ale kto zatrzymuje się w Dunkierce? Jak najszybciej na prom i szybko-szybko do Anglii, albo z promu i szybko-szybko do Polski… Wiele razy naszła mnie refleksja że cholera – na tych plażach kilkadziesiąt lat temu trwał dramat ewakuacji rozbitego Brytyjskiego Korpusu Ekspedycyjnego, ale nigdy nie zatrzymałem się w tym mieście. Tym razem zaplanowałem trasę tak żeby je na spokojnie zobaczyć – i było warto. Ale głównym celem nie była Dunkierka tylko Breda. Kiedy czyta się o walkach Polaków na froncie zachodnim II WŚ to nie sposób przeoczyć kilku miejsc – Monte Cassino, Arnhem, Falaise, Tobruk… Czasami przemyka się na tej liście Breda. Tak jak na liście dowódców pojawia się nazwisko Maczek. Akurat złośliwa kontuzja stopy nie pozwoliłam na zwiedzanie Bredy ale dałem radę dostać się na Polski Cmentarz Wojskowy w Bredzie. Spoczywa na nim 156 żołnierzy poległych w czasie wyzwalania Holandii – głownie z 1 Polskiej Dywizji Pancernej generała Maczka i lotnicy Polskich Sił Zbrojnych. Jest tu również kilka grobów członków holenderskiego ruchu oporu. I grób zmarłego w roku 1994 Generała Stanisława Maczka który pragnął być pochowany wśród swoich żołnierzy. Generał – nie generał a Generał – zmarł w Wielkiej Brytanii – jako Polak i jako Generał choć po wojnie został pozbawiony przez polski rząd zarówno stopnia jak i polskiego obywatelstwa, i musiał czekać kilkadziesiąt lat pracując fizycznie i pozbawiony świadczeń kombatanckich na uchylenie tej decyzji… Tak, raczej nie możemy być dumni …
Zapaliłem kilka zniczy na grobach zastanawiając się czy żyje ktoś z rodzin tych żołnierzy i o ilu z nich się gdzieś tam pamięta jako o konkretnych osobach – braciach dziadków czy jakoś tam. Czy wszyscy są już po prostu anonimowymi żołnierzami na zagranicznym cmentarzu odwiedzanym raz do roku w blasku fleszy przez krawaciarzy na państwowym wikcie? Stałem przez czas jakiś na tym „miejscu pamięci narodowej” zagubionym gdzieś przy czteropasmowej drodze, niedaleko stacji benzynowej znanego koncernu…