Ochotę na kawę zaspokoiłem w Nuorgam. Miejscowość niewielka i nieciekawa – ryby w rzece, rybacy w rzece, ryby na talerzach, rybacy w supermarkecie. Uzupełniłem zapasy żywności, energetyków i środków przeciwko komarom, wypiłem kawę i drugą kawę, zjadłem lokalne ciastko, z trudem oparłem się ochocie na drugie ciastko i z jeszcze większym trudem ochocie na trzecią kawę. I przez to opilstwo i obżarstwo mały włos a spóźniłbym się na przejście graniczne – chłopaki o 17 opuszczają szlaban i zamykają granicę. Ja byłem na 10 min przed zamknięciem. Ot, tym razem dopisało mi szczęście. Załapałem się tylko na dmuchanie w balonik i … wjechałem do Norwegii.
Na Norwegię żadnego planu nie miałem. No prawie – chciałem pojechać do Vardo i …ale to później. Tak sobie jechałem przez Finmark, zatrzymując się i oglądając to co mi się podobało – drewniane domki, drewniany kościół, więcej drewnianych domków, wędkarzy, rzekę … to stanowczo moje klimaty. A jeszcze jak słońce wychodziło zza chmur to widoki były bajkowe. To mój pierwszy pobyt w Norwegii więc gapię się i porównuję to co widziałem na zdjęciach znajomych. Hmm, to chyba odrobinę inna Norwegia ;-)
Ale taaak, podoba mi się!