Jesteśmy dorośli? No w zasadzie tak, więc przeklinanie i picie wódki to nic zdrożnego. W zasadzie. No to pijemy. Przecież poza Maroko nie napijemy się marokańskiego wina ani piwa, wiec korzystamy. Mamy już przecież z Grażdanką opanowany Marrakech i czego jak czego ale namiarów na źródełka nie zapomnieliśmy. Jemy kolację niedaleko hotelu i świętujemy (już w hotelu) udane lądowanie. A następnego dnia od rana rozpoczynamy załatwianie interesów. Bo zwiedzanie zwiedzaniem ale plan pobytu jest ułożony i bez samochodu ani rusz. Więc priorytetem jest wynajęcie samochodu. Taa, wynajęcie samochodu – nic wielkiego….Taa, w Maroko… To nie jest Hiszpania – wynajęcie jest drogie. Sieciowe wypożyczalnie są przynajmniej dwa razy droższe niż małe, prywatne marokańskie wypożyczalnie. Ale…w przyrodzie nic za darmo – wszędzie jako zabezpieczenie żądany jest paszport. Niby nic wielkiego, ale…tak znowu ale – łatwo jest zostawić paszport ale czasami trochę trudno go odebrać. Wszak poprzedni pobyt w Maroko skończył się tak że ja poleciałem do UK a dowód osobisty pozostał w Maroko. Na szczęście dowód a nie paszport!
Dzień zaczynamy od poszukiwania wypożyczalni. Nie będę pisał że to trudne, a targowanie się było bolesne. Koniec końców umawiamy się na dostarczenie samochodów w poniedziałek rano do hotelu, płacimy zaliczkę i idziemy na Jemaa el-Fna. No i się zaczyna – a tu owocek opuncji, a tu soczek z trzciny cukrowej czy innego krzaczora, a tu stoisko ze sztucznymi szczękami…Zalegamy na tarasie restauracji z widokiem na plac, jemy, pijemy, słuchamy nawoływania z minaretów, focimy plac, kawę i jedzenie, wymieniamy się kawałkami kiszonej cytryny. I tylko biedny Pączek siedzi bez jedzenia…cóż, jest klientem mało awanturującym się i kelner zwyczajnie o nim zapomniał.
Jako że plan zakłada rozdzielenie się po półmaratonie na dwie grupy – górską i nizinną, więc w celu utrzymania łączności nabywamy dwie karty SIM Maroc Telecom. 30 MD za sztukę zapewnia nam tydzień łączności pomiędzy grupami oraz nawigację online. Jeżeli nie liczyć mandarynek to są to najlepiej wydane w Maroko pieniądze.
Dobra, po jedzeniu grupa się dzieli na zwiedzaczy i biegaczy – zwiedzacze zwiedzają Marrakech a biegacze idą odpocząć i zregenerować siły. A wieczorem następuje tradycyjna integracja przy oliwkach, daktylach i marokańskim winie. W końcu i zwiedzanie i bieganie wyczerpuje a nic nie regeneruje organizmu tak dobrze jak czerwone wino. ;-)