Geoblog.pl    Archi    Podróże    Maroko, czyli klątwa flaminga uderza po raz drugi.    Marrakesh wieczorem
Zwiń mapę
2014
24
sty

Marrakesh wieczorem

 
Maroko
Maroko, Marrakesh
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 4 km
 
Dobra – noga boli, trochę kuśtykam ale jestem w Marrakechu. W sumie dużym sukcesem jest to że udało mi się włożyć nogę do buta. Odrobinę obawiam się kontroli granicznej bo …jestem zupełnie niepodobny do faceta w moim paszporcie, ale jakoś bezboleśnie przechodzę porównanie ze zdjęciem i …jestem. Odbieramy bagaż i czekamy na ekipę z Polski która przylatuje godzinę później. W końcu się zjawiają i …okazuje się że nikt nie czytał maila o naszym wycofaniu się ze wspinania, ale przyjmują to do wiadomości. Umawiamy się na dzień następny na zwiedzanie Marrakechu i rozchodzimy się w swoje kąty. Paręnaście minut później spotykamy Andrzeja i Kingę – Andrzej ma pobiec połówkę w niedzielę. AiK przylecieli dzień wcześniej i zdążyli odrobinę rozpoznać teren. Twierdzą że hotel jest blisko i spokojnie można do niego dojść pieszo zamiast brać taksówkę i targować się o cenę. Pieszo! No qrfa, ja ledwo chodzę, na plecach mam ciężki plecak i kilka km do przejścia! No i co miałem zrobic? Poszedłem. Nie było to fajne, nie było to miłe ale jakoś doszedłem. Wieczorem całą czwórką poszliśmy na kolację i był to mój najdroższy posiłek w Maroko – jego zwieńczeniem były dwie butelki marokańskiego wina – tak, w Maroko robi się wino i nawet się je sprzedaje, choć kupno alkoholu jest nieco utrudnione. Wracając po kolacji do hotelu używam moich zdolności nawigacyjnych tak dokładnie że udajemy się w przeciwnym kierunku :D. W końcu jednak docieramy do hotelu – moja biedna nadwyrężona noga domaga się odpoczynku.
I słowo o hotelu – jest przyzwoity i w sumie drogi, a jak na standardy marokańskie więcej niż drogi. No ale rezerwowałem go myśląc że będę biegł maraton, wiec przyzwoity hotel był przemyślanym ruchem – przed bieganiem uważam co jem bo naprawdę jest rzeczą niefajną mieć żołądkową rewolucję w czasie biegu. W hotelu rezyduje cała zgraja francuskich emerytów, jedzenie jest europejskie, standard prawie też. I ceny oczywiście. Jest tylko jeden drobniutki problemik – Maroko to kraj muzułmański i żeby facet i babeczka mieszkali w jednym pokoju – co oczywiście dla redukcji kosztów robimy – to muszą być małżeństwem. Ups… tzn. ups bo w czasie meldowania się podałem oczywiście że Grażdanka jest moją żoną, ale … maleńka wtopa – to że nosimy różne nazwiska to nie problem ale to że mąż nie zna nazwiska żony i na dodatek nie wie gdzie mieszka… Znam Grażdankę czas jakiś i już kilka razy wspólnie wyjeżdżaliśmy, ale jak słowo honoru – nie wiedziałem jakie nazwisko ma w paszporcie! A wymaganie ode mnie tego żebym pamiętał gdzie mieszkam… no przecież prosto, w prawo, 200m wedle tych trzech buczków … ;D
W hotelu, mówiąc powszechnym w polskich mediach językiem, okrutnie i niesłychanie zasmakowałem w harirze – marokańskiej zupie, i od tej pory jadłem ją wszędzie gdzie się dało i nigdy nie była taka sama. Ale zawsze pyszna.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedził 11% świata (22 państwa)
Zasoby: 278 wpisów278 173 komentarze173 2887 zdjęć2887 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
13.05.2017 - 23.07.2019
 
 
19.08.2015 - 22.07.2017