Z hotelu wychodzimy wcześnie – jest jeszcze przed wschodem słońca, zimno – w końcu to styczeń… Cisza, i tylko gdzieś z bocznej uliczki dochodzą dźwięki wózka ciągniętego przez osiołka. Gdyby nie elektryczne światło lamp można by się spodziewać patrolu zziębniętych rzymskich legionistów… ach ta wyobraźnia :D
W autobusie zajmujemy miejsca z przodu – tym razem cała podróż do Marrakechu odbędzie się za dnia i chcemy widzieć kraj przez który jedziemy.
Jedziemy i … jak dla mnie ok., natomiast Grażdanka …sama chciała to ma ;-). Wcześniej przerażał mnie – jako kierowcę – chaos i brak widocznych reguł na drodze. Klaksony, zmiany pasów bez widocznego powodu, jazda pod prąd, niezrozumiałe zachowanie kierowców, osły (te z uszami i ogonem) na drodze, dzieci, w miejscowościach przez które droga przechodzi ….ciągła wojna i permanentna walka o przeżycie . Ale teraz jadę na siedzeniu pasażera w rejsowym autobusie i z , hmmm mam nadzieję, profesjonalnym marokańskim kierowcą i … zaczynam łapać reguły. Reguła pierwsza to używanie klaksonu. Rany, jakie to proste! Że też sam na to nie wpadłem – klakson jest to trzeba go używać, w końcu po coś go konstruktorzy umieszczają w każdym pojeździe. A wiec, jedziemy i widzimy osła – klakson, bo osioł, wyprzedzamy kogoś – klakson, bo … chłopie właśnie Cie wyprzedzam (może tego nie zauważyć bo nie ma lusterek a, jak ma to nie patrzy bo lusterka są dla kobiet), ktoś nas wyprzedza – ej chłopie, ale ci się kółka szybko kręcą, ktoś jedzie z naprzeciwka – klakson, bo … bo jedzie z naprzeciwka… W Maroko nie są potrzebne lusterka w samochodzie – wystarczy klakson i słuch …a i pedał gazu :D. Reguła druga to … używanie klaksonu. Jak nie wiesz rozrobić na drodze to używasz klaksonu tak długo aż ktoś wpadnie na pomysł co zrobić. I tak to się kręci…
Cali i zdrowi dojechaliśmy do Marakechu – wiemy że Polacy też do niego jadą więc – pora poszukać samochodu. Decydujemy się na małą lokalną wypożyczalnię znalezioną pomiędzy jedna kawą a kawą drugą… Reklama stała na ulicy więc wchodzimy i rozpoczynają się negocjacje. Taaa, oto cały urok tej kultury: negocjujemy cenę… to w zasadzie najłatwiejsza część negocjacji. Trudniejsza część to ubezpieczenie … Tak właśnie, ubezpieczenie. Qrfa mać! Nienawidzę ubezpieczycieli samochodów – a po wyjeździe na Islandię nienawidzę ich soczystą, krwistą pieprzoną nienawiścią, taką wiecie jak to Polak potrafi nienawidzić sąsiada któremu się lepiej powodzi, no po prostu mówiąc językiem polskich polityków: bezbrzeżnie, okrutnie i wściekle, tak po prostu po polsku. Skąd ta nienawiść? No przecież to jasne – płacisz krocie za ubezpieczenie samochodu a później okazuje się że akurat tego co się stało – np., malutkiego odprysku wełny szklanej na zderzaku to nie obejmuje i należy się 800 euro… Taaa, ubezpieczyciele, krwiopijcy…. Ale wracajmy do ubezpieczenia samochodu w Maroku – po udanych negocjacjach ceny (połowa ceny w sieciowej wypożyczalni) dostajemy dokumenty …ta, można się tego było spodziewać: po francusku. Pytania Grażdanki o ubezpieczenie budzą najpierw pewną konsternację, później dowiadujemy się że mamy pełne ubezpieczenie od wszystkiego, a później …Insz Allach… znaczy się na nasze : wola boska i pozamiatane – ta ubezpieczalnia nie przyjmuje reklamacji. A więc cena ustalona, ubezpieczenie u Allacha wykupione, dokumenty wypisane (znacie te kawały o irlandzkich i angielskich policjantach wypisujących mandaty gościom nazywającym się „Prawo Jazdy”? To właśnie Prawo Jazdy wypożyczył samochód :D) i już mamy wychodzić kiedy okazuje się że jeszcze musimy zostawić w depozycie dokument, znaczy się paszport. Konsternacja. Facet przekonuje nas że u niego nasz, a w zasadzie mój paszport będzie bezpieczny jaku mamy i na dowód tego wyciąga z sejfu plik paszportów. Nie wiem jak inni, ale ja czuję głęboką niechęć do oddawania w cudze ręce swoje paszportu, zwłaszcza jeżeli tracę go z oczu i to jeszcze w takim kraju, oddając go na tyle dni prywatnej osobie. Konsternacja totalna –dobra oferta na samochód ale oddania paszportu w depozyt nie akceptuję. Tłumaczę że w moim kraju to niedozwolone i nie mogę tego zrobić. Zbieramy graty i mamy wychodzić… Ostatecznie zostawiam w wypożyczalni swój dowód osobisty, umawiamy się na oddanie samochodu w niedzielę rano … Pada deszcz, jest zimno i nieprzyjemnie ale mamy samochód. Co prawda nie mam dowodu, ale komu potrzebny jest dowód? No właśnie, komu? Mimo wszystko – jest 10 rano i nawet do na chwilę do głowy mi nie przychodzi że zaczyna się bardzo długi dzień, a klątwa flaminga :D właśnie zbiera siły żeby przypieprzyć nam z pełną mocą…