Geoblog.pl    Archi    Podróże    Maroko, czyli klątwa flaminga uderza po raz drugi.    Skoro świt… poranny do Marrakechu, czyli klątwa zbiera siły.
Zwiń mapę
2014
29
sty

Skoro świt… poranny do Marrakechu, czyli klątwa zbiera siły.

 
Maroko
Maroko, Marrakesh
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 338 km
 
Z hotelu wychodzimy wcześnie – jest jeszcze przed wschodem słońca, zimno – w końcu to styczeń… Cisza, i tylko gdzieś z bocznej uliczki dochodzą dźwięki wózka ciągniętego przez osiołka. Gdyby nie elektryczne światło lamp można by się spodziewać patrolu zziębniętych rzymskich legionistów… ach ta wyobraźnia :D
W autobusie zajmujemy miejsca z przodu – tym razem cała podróż do Marrakechu odbędzie się za dnia i chcemy widzieć kraj przez który jedziemy.
Jedziemy i … jak dla mnie ok., natomiast Grażdanka …sama chciała to ma ;-). Wcześniej przerażał mnie – jako kierowcę – chaos i brak widocznych reguł na drodze. Klaksony, zmiany pasów bez widocznego powodu, jazda pod prąd, niezrozumiałe zachowanie kierowców, osły (te z uszami i ogonem) na drodze, dzieci, w miejscowościach przez które droga przechodzi ….ciągła wojna i permanentna walka o przeżycie . Ale teraz jadę na siedzeniu pasażera w rejsowym autobusie i z , hmmm mam nadzieję, profesjonalnym marokańskim kierowcą i … zaczynam łapać reguły. Reguła pierwsza to używanie klaksonu. Rany, jakie to proste! Że też sam na to nie wpadłem – klakson jest to trzeba go używać, w końcu po coś go konstruktorzy umieszczają w każdym pojeździe. A wiec, jedziemy i widzimy osła – klakson, bo osioł, wyprzedzamy kogoś – klakson, bo … chłopie właśnie Cie wyprzedzam (może tego nie zauważyć bo nie ma lusterek a, jak ma to nie patrzy bo lusterka są dla kobiet), ktoś nas wyprzedza – ej chłopie, ale ci się kółka szybko kręcą, ktoś jedzie z naprzeciwka – klakson, bo … bo jedzie z naprzeciwka… W Maroko nie są potrzebne lusterka w samochodzie – wystarczy klakson i słuch …a i pedał gazu :D. Reguła druga to … używanie klaksonu. Jak nie wiesz rozrobić na drodze to używasz klaksonu tak długo aż ktoś wpadnie na pomysł co zrobić. I tak to się kręci…
Cali i zdrowi dojechaliśmy do Marakechu – wiemy że Polacy też do niego jadą więc – pora poszukać samochodu. Decydujemy się na małą lokalną wypożyczalnię znalezioną pomiędzy jedna kawą a kawą drugą… Reklama stała na ulicy więc wchodzimy i rozpoczynają się negocjacje. Taaa, oto cały urok tej kultury: negocjujemy cenę… to w zasadzie najłatwiejsza część negocjacji. Trudniejsza część to ubezpieczenie … Tak właśnie, ubezpieczenie. Qrfa mać! Nienawidzę ubezpieczycieli samochodów – a po wyjeździe na Islandię nienawidzę ich soczystą, krwistą pieprzoną nienawiścią, taką wiecie jak to Polak potrafi nienawidzić sąsiada któremu się lepiej powodzi, no po prostu mówiąc językiem polskich polityków: bezbrzeżnie, okrutnie i wściekle, tak po prostu po polsku. Skąd ta nienawiść? No przecież to jasne – płacisz krocie za ubezpieczenie samochodu a później okazuje się że akurat tego co się stało – np., malutkiego odprysku wełny szklanej na zderzaku to nie obejmuje i należy się 800 euro… Taaa, ubezpieczyciele, krwiopijcy…. Ale wracajmy do ubezpieczenia samochodu w Maroku – po udanych negocjacjach ceny (połowa ceny w sieciowej wypożyczalni) dostajemy dokumenty …ta, można się tego było spodziewać: po francusku. Pytania Grażdanki o ubezpieczenie budzą najpierw pewną konsternację, później dowiadujemy się że mamy pełne ubezpieczenie od wszystkiego, a później …Insz Allach… znaczy się na nasze : wola boska i pozamiatane – ta ubezpieczalnia nie przyjmuje reklamacji. A więc cena ustalona, ubezpieczenie u Allacha wykupione, dokumenty wypisane (znacie te kawały o irlandzkich i angielskich policjantach wypisujących mandaty gościom nazywającym się „Prawo Jazdy”? To właśnie Prawo Jazdy wypożyczył samochód :D) i już mamy wychodzić kiedy okazuje się że jeszcze musimy zostawić w depozycie dokument, znaczy się paszport. Konsternacja. Facet przekonuje nas że u niego nasz, a w zasadzie mój paszport będzie bezpieczny jaku mamy i na dowód tego wyciąga z sejfu plik paszportów. Nie wiem jak inni, ale ja czuję głęboką niechęć do oddawania w cudze ręce swoje paszportu, zwłaszcza jeżeli tracę go z oczu i to jeszcze w takim kraju, oddając go na tyle dni prywatnej osobie. Konsternacja totalna –dobra oferta na samochód ale oddania paszportu w depozyt nie akceptuję. Tłumaczę że w moim kraju to niedozwolone i nie mogę tego zrobić. Zbieramy graty i mamy wychodzić… Ostatecznie zostawiam w wypożyczalni swój dowód osobisty, umawiamy się na oddanie samochodu w niedzielę rano … Pada deszcz, jest zimno i nieprzyjemnie ale mamy samochód. Co prawda nie mam dowodu, ale komu potrzebny jest dowód? No właśnie, komu? Mimo wszystko – jest 10 rano i nawet do na chwilę do głowy mi nie przychodzi że zaczyna się bardzo długi dzień, a klątwa flaminga :D właśnie zbiera siły żeby przypieprzyć nam z pełną mocą…
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (2)
DODAJ KOMENTARZ
zula
zula - 2014-10-21 11:34
Zaczęło się dziać tak się tak jak w "dobrym filmie" ...grozy!
Czekam co było dalej
 
zuzkakom
zuzkakom - 2014-10-22 02:50
Tez czekam! :)
 
 
zwiedził 11% świata (22 państwa)
Zasoby: 278 wpisów278 173 komentarze173 2887 zdjęć2887 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
13.05.2017 - 23.07.2019
 
 
19.08.2015 - 22.07.2017